Ens Strenuus Ens Strenuus
569
BLOG

Egipt - rewolta czy rewolucja?

Ens Strenuus Ens Strenuus Polityka Obserwuj notkę 7

W dzisiejszym świecie kategoria „gdzieś tam daleko” coraz bardziej przestaje mieć znaczenie. Szkoda, że zupełnie tego nie rozumieją ci, którzy komentują doniesienia agencyjne z Egiptu w tonie: a cóż nas obchodzą jakieś tam awantury arabskie, mało to mamy własnych problemów? Problemów nam rzeczywiście nie brak, ale wbrew pozorom wiele z nich nad Nilem i nad Wisłą ma ten sam charakter, choć może w innej skali. Rosnące koszty utrzymania, bezrobocie, arogancja elit, rozpad zaniedbywanej przez lata infrastruktury, postępujący rozkład państwa...  Można by wyliczać znacznie dłużej.

Ponad pół roku temu w tekście, którego główne wątki dotyczyły innej tematyki, komentując wypowiedź ministra Bogdana Klicha, który oświadczył publicznie, że w polityce Stanów Zjednoczonych "Polska odgrywa w Europie Środkowej taką rolę, jak Pakistan w Azji Środkowej lub Egipt na Bliskim Wschodzie" (tak, tak)pisałem: 

Byłem w ostatnich trzech latach co roku w Egipcie. Nie w zamkniętych turystycznych enklawach w Hurghadzie czy Sharm al Szejkh, ale wśród zwykłych ludzi w hotelikach w Luksorze i Kairze. Widziałem jak dalece jest to smutne państwo policyjne upstrzone portretami wielkiego "ojca narodu" Hosniego Mubaraka i jaki jest tam rzeczywisty poziom życia. Bieda jest wszechobecna, kontrasty uderzające. A pomoc finansowa dla Egiptu wynosi ponad miliard dolarów rocznie. Armia egipska wyposażona jest w nowoczesny amerykański sprzęt bojowy.

Egipt jest największym (po NATO, naturalnie) beneficjentem Stanów Zjednoczonych. Wartość dostarczonego sprzętu przekracza 20 mld USD. W lutym tego roku, po powrocie z Luksoru, gdzie widziałem drastyczne obrazy nędzy i zacofania, przeczytałem w Polityce artykuł R. Fristera, z którego wynikało, że tylko w ciągu tych dwóch tygodni, gdy tam akurat przebywałem z przykrością obserwując uderzająco niski poziom życia większości Egipcjan, dostarczono Egiptowi broń wartości kilkudziesięciu milionów dolarów.
 
Hosni Mubarak dysponuje niezwykle rozbudowaną tajną policją i sprawnie działającymi służbami bezpieczeństwa wewnętrznego. Wprowadzony przed niemal trzydziestu laty i wciąż obowiązujący stan wyjątkowy umożliwia rozprawianie się nie tylko z opozycją ale jakimikolwiek przejawami niesubordynacji. Rząd posługuje się głównie dekretami, a organizacje praw człowieka dysponują długą listą represji i prześladowań. Oczywiście, w niczym to nie przeszkadza USA.

 

 

Doskonale pamiętam pierwsze wrażenie jakie zrobił na mnie Kair, ta molochowata wschodnia metropolia, pełna chaosu, a zarazem jakiejś wszechobecnej, przytłaczającej rezygnacji. Ale czułem już wówczas, że ta apatia jest pozorna, że skrywa się pod nią skumulowana energia milionów ludzi, skoncentrowana – póki co – na tym by przeżyć kolejny dzień, a jednocześnie gotowa, jeśli ten stan będzie się przedłużał, znaleźć ujście w mniej lub bardziej gwałtownym wybuchu zbiorowego sprzeciwu. Bez trudu można to było dostrzec w spojrzeniach ludzi i rozmowach z nimi, mam na myśli zwłaszcza tych spotykanych w miejscach nieco oddalonych od głównych turystycznych traktów, i to odczucie było tak intensywne, że po prostu zdawało się gęstnieć w upalnym, rozedrganym powietrzu, jak zapowiedź nieuniknionej burzy piaskowej…

Jednak nawet ignorując owe odczucia czy intuicje i podchodząc do sprawy na wskroś racjonalnie, trudno było chyba wyobrażać sobie, że choćby i w warunkach państwa policyjnego można na dłuższą metę utrzymać sytuację, w której codziennie spotykają się dwa różne światy i w której absolutna większość naprawdę imponujących sum pozostawianych przez wartki strumień przybyszów napływających nieprzerwanie niemal z całego świata, przejmowana jest przez kilka znaczących grup kapitałowych i lokalną oligarchię kraju, którego znaczna część ludności żyje za kilkadziesiąt dolarów miesięcznie...

Myślę zatem teraz o ludziach, z których codziennymi ścieżkami przecięły się moje szlaki, tam nad Nilem, zbyt wielu ludziach, by wymienić teraz choćby ich imiona. Pamiętam ich otwartość, ciekawość, gościnność, wiele zachowań przypominających nieco naszą dawną słowiańską obyczajowość, która ostatnimi czasy zaczęła, niestety, zanikać. Myślę o niepokoju, jaki teraz zapewne odczuwają, ale także o ich nadziejach… Oby nie okazały się płonne.  

Egipt to także ojczyzna Samira Amina, wciąż zbyt mało znanego w Polsce, intelektualisty naprawdę dużego formatu, przewodniczącego Światowego Forum Rozwiązań Alternatywnych z siedzibą w Paryżu, autora ponad czterdziestu książek, w tym dwóch arcyciekawych prac dostępnych także w polskim przekładzie: Zmurszały kapitalizmWirus liberalizmu. Przy sposobności, chciałbym je wszystkim gorąco zarekomendować, bo precyzja i celność analiz autora naprawdę na to zasługuje, a obecne wydarzenia w krajach północnoafrykańskich zdają się dobitnie potwierdzać jego prognozy i sposób myślenia.

Mam coraz silniejsze przeświadczenie, że to czego jesteśmy dziś świadkami w Egipcie i innych krajach tamtego regionu jest kolejnym świadectwem nieuchronnego zmierzchu globalnej, choć krótkotrwałej dominacji neoliberalnych doktryn, które miały przynieść „koniec historii”. Joseph de Maistre pisał niegdyś, w dniach burzenia Bastylii: A może to, co bierzemy za zdarzenie, to już nowa epoka? Kto wie, kto wie… 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka